Geoblog.pl    dorenka    Podróże    Londek nie zza szkolnego biurka    RAF Museum
Zwiń mapę
2011
22
wrz

RAF Museum

 
Wielka Brytania
Wielka Brytania, London
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1527 km
 
Pierwsze londyńskie przebudzenie. Poranek piękny, lekkie chmurki, pogoda zapowiada się nieźle. Dziś mamy w planach zwiedzanie Muzeum RAF.

Śniadanie serwuje nam Tina, córka właścicielki lokalu, która głośno rozmawia przez telefon. Syn zamawia sam śniadanko, trochę nieśmiało, ale nabiera pewności siebie, gdy okazuje się, że Tina wszystko rozumie. Przy stoliku obok jakiś Leon zawodowiec popija mleko. Nad biurkiem właścicielki wisi fotografia licznej rodziny. Na biurku informacja o numerze sieci wifi.

Po śniadaniu proszę o hasło do internetu, ponieważ muszę zorientować się dokładnie gdzie i jak jedziemy. Właścicielka przy okazji pyta skąd jesteśmy i zdziwiona stwierdza, że pracuje u niej 2 Polaków przy remoncie, ale żaden nie mówi aż tak dobrze po angielsku.

Z hasłem do sieci wracamy do pokoju, aby opracować dalszą strategię działania. Nasz dzisiejszy cel jest najdalej ze wszystkich zaplanowanych. Brat dociera do nas i podaje nazwy stacji kolejki naziemnej oraz numery autobusów i nazwy przystanków, dzięki którym wiemy już jak się poruszać. Mamy mapy komunikacji miejskiej z muzeum transportu. Jeszcze jedno spojrzenie na trasę podróży w google maps i jesteśmy gotowi. Z takim zapleczem nic nam nie straszne ;)

Wyruszamy zatem, z kanapkami i mapkami w plecaku na stację kolejki naziemnej Kentish Town West, skąd mamy jechać w stronę Richmond (nie Stratford) i wysiąść na stacji Finchley Rd&Frognal, by tam złapać autobus 113. Do stacji docieramy bez problemu, trafiamy też do pociągu jadącego we właściwym kierunku. Wagony przypominają SKM, ale są cichsze i czystsze. No i kolorystyka inna - ciepła, pomarańczowa. Wysiadamy, gdzie trzeba, a natychmiast po wyjściu trafiamy na stojący na przystanku nasz autobus. Rzucamy się biegiem, wzbudzając zainteresowanie przechodniów. No co, tu nikt się nie spieszy? Ładujemy się do 113 najbliższymi drzwiami - natychmiast zauważam swój błąd. Tak, tak, w UK wsiadamy przednimi! Biegniemy z Oysterami do kierowcy, który ma dziwny wyraz twarzy. Unfriendly.
-OK, OK, - widząc Oystery popędza nas gestem, żebyśmy nie zawracali mu głowy. Weszliśmy na górę - jak podróżować po Londynie autubusem, to tylko na pięterku - wszystko widać :)

Najpierw wysiedliśmy za wcześnie, bo zdawało mi się, że jedziemy nie w tę stronę, co trzeba. Dopiero po chwili spędzonej na przystanku, żałowałam, że nie spytaliśmy kogoś, czy jedziemy w dobrym kierunku. To był jednak późny poranek, ludzi mało, a ja pamiętałam tylko, że przystanek, na którym mamy wysiąść nazywa się Greyhound-coś. Kierowcy nie chciałam się ponownie narażać - poczekaliśmy zatem na następną 113-kę. Drugim autobusem docieramy do właściwego przystanku. Jeszcze tylko 10 min. spacerku i RAF Muzeum otwiera przed nami wrota... hangarów.

3 i pół godziny zachwytu, oglądania, przymierzania się do foteli lotniczych. 3 i pół godziny doświadczania krótkiej w sumie historii europejskiego lotnictwa. W trakcie zwiedzania nachodzi mnie refleksja - wkładamy tyle energii, siły i myśli technicznej w pojazdy latające, a tacy jesteśmy w nich mało bezpieczni, tacy narażeni na upadek."Gdyby Bóg chciał, aby człowiek mógł latać, dałby mu skrzydła" - przypomina mi się stare porzekadło. Dotykam czule skrzydeł i kadłubów i daję się porwać fali wzruszenia. Mam prawie łzy w oczach. Nie, nie dlatego, że nie zostałam i nie zostanę pilotem, bo mam dużą wadę wzroku i astmę - dlatego, że towarzyszyłam myślami pilotom i astronautom od dziecka, pełna podziwu i fascynacji możliwościami coraz nowocześniejszych maszyn. Nie muszę latać, żeby kochać lotnictwo. Przy ocalałym z pożogi norweskiej fragmencie kadłuba coś nagle kazało mi stanąć na baczność i oddać hołd. To samo przy ścianie poświęconej bitwie o Anglię. Tej ścianie, gdzie tak dużo polskich nazwisk.

Po kilku chwilach zadumy dołączam do syna, czekającego na mnie w kabinie myśliwca. Wsiadam. Fotel pilota dopasowany idealnie do ciała. Wszystkie przełączniki w zasięgu ręki. Z tej perspektywy latanie wydaje się takie proste. "Bóg chciał, aby człowiek mógł latać" - myślę - "dlatego wyposażył go w wyobraźnię i kreatywność".

Zjadamy kanapki przy stoliczku kawiarnianym w hangarze, w oczekiwaniu na otwarcie kolejnej atrakcji - symulatora bombowca. Zamawiam espresso, bo braki snu dają o sobie znać. Młodym w symulatorze nieco rzucało - wyszedł trochę blady, ze sponiewieranym plecakiem, który siła odśrodkowa wcisnęła w jakiś kąt, ale dumny i zadowolony.

W drodze powrotnej zahaczamy jeszcze o Baker Street, a potem wracamy do Kentish Town, gdzie spotykamy się na kolacji z bratem. Tym razem zwykły McDonald, wystarczy wrażeń na dziś.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
krys168
krys168 - 2012-02-18 18:36
Czytam z zapartym tchem relację z podróży...RAF MUSEUM to niezwykłe miejsce
 
dorenka
dorenka - 2012-02-19 20:53
Troche trwalo przetworzenie notatek ;) Teraz czekam na Wasze relacje!
 
HANIAH
HANIAH - 2020-10-16 14:37
Wędruję z Twoimi opisami i podziwiam Muzeum RAF! Super!
 
 
zwiedziła 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 19 wpisów19 21 komentarzy21 59 zdjęć59 0 plików multimedialnych0