Z okolic Grafton Road, gdzie mieszkamy dojazd jest łatwy wszędzie. W pobliżu mamy stację metra, stację kolejki naziemnej, kilka przystanków autobusowych. Odświeżeni, zaopatrzeni w mapkę Londynu oraz mapkę metra i kanapki zamykamy pokój i nie planujemy wrócić tu za dnia.
Wysiadamy na Leicester Square - przy Covent Garden. Ze stacji metra wyjeżdża się na powierzchnię windą. Pamiętałam to doświadczenie sprzed mniej więcej 22 lat. I poza moimi dwoma spotkaniami z Londynem w czasach nastoletnich stolicę Zjednoczonego Królestwa znałam wyłącznie z podręczników, z których uczyłam. No dobra, ale teraz musimy trafić na historyczny Apple Market. Sukces! Gdzieś tu w okolicy powinno być Muzeum Transportu. Ale gdzie? Błądzimy - za pierwszym razem w ogóle nie zauważając budynku. A wystarczyło kogoś spytać :) Nic to. Obeszliśmy teren wkoło, kupując przy okazji pocztówki oraz piękną dojrzałą figę ze straganu. Wreszcie trafiamy. Dorośli płacą, dzieci za darmo. 2 czy 3 godziny zwiedzania, fotki, syn próbuje swoich sił na symulatorach kolejki metra. Tę najstarszą uruchamia z moją pomocą - to "dead man's handle" - dzwignia, ktora nie jest najłatwiejsza w obsłudze ;)
Dzień kończymy kolacją w Assembly House w Kentish Town.