Gdyby nie doświadczony brat-podróżnik, nie wiem jak wyglądałaby odprawa. Ustawieni w kolejce, z biletami wydrukowanymi, włożonymi do paszportów, po odprawie bagażu czekaliśmy cierpliwie. Kontrola szybka - wszystkie metalowe sprzęty, zegarki, komórki na tackach, my tylko szybciutko przechodzimy przez bramkę. Chwila odpoczynku w strefie bezcłowej - patrzymy na lądujące i startujące w półmroku samoloty. Wreszcie nasz. Wizzair. Airbus 320. Syn pod wrażeniem, bo to jego pierwszy lot. Podjeżdżamy autokarem. Wchodzimy po schodkach prawie pierwsi - i zajmujemy najlepsze miejsca :) Brat chwilę rozmawia z załogą. Po lądowaniu młody będzie mógł wejść na chwilę do cockpitu! Usadowieni, przypięci pasami, z bagażem podręcznym ulokowanym w schowkach lub pod fotelami czekamy na start. Samolot wjeżdża na pas, silniki ryczą i nagle ... kocham to - jak z procy zasuwamy po pasie, by po chwili wznieść się w górę w pierwszych promieniach wschodzącego warszawskiego wrześniowego słońca!